poniedziałek, 23 lipca 2012

Prolog.

"siedziałaś licząc dni od kiedy odszedł.."

Cudowna Londyńska jesień w końcu nadeszła. Złote liście leniwie opadające na szare chodniki, delikatny zapach gorącej czekolady unoszący się w niektórych uliczkach i wciąż ci sami ludzie nie potrafiący napawać się pięknem stolicy. Nigdy nie rozumiałam pędzących na złamanie karku mężczyzn czy kobiet, dla których najważniejszym artefaktem był telefon komórkowy. Czy naprawdę tak mocno można uzależnić się od rzeczy martwych? To pytanie siedzi mi w głowie od kiedy mój ojciec na gwiazdkę zamiast upragnionej gitary kupił mi kolejny, nowszy model telefonu, który teraz cudownie kurzy się na dnie szuflady. Nie używam go, nie potrzebuję go, nie chcę. Za każdym razem gdy muszę z kimś porozmawiać podnoszę się z miejsca i wychodzę z domu po chwili znajdując się przed którymś, dobrze znanym mi domem. To sama przyjemność powoli ruszać jedną ze złotych ulic, zaciągając się porannym zapachem miasta. Delikatna rosa utrzymująca się na jeszcze zielonej trawie połączona z wonią najlepszej w mieście kawy, bądź czekolady. Czego chcieć więcej od szczęścia?
- Nina! - Usłyszałam dość donośny krzyk z parteru. Poprawiłam szarą czapkę i łapiąc za torbę zamknęłam drzwi od sypialni. W kuchni przy niewielkim stole siedziała mama zażarcie kłócąca się z moim starszym bratem. - Czy to prawda, że był na koncercie? - Spytała podnosząc na mnie wzrok. Spojrzałam na Damiena opierającego się łokciem o blat. Wyższy ode mnie chłopak o równie jasnych włosach co ja, ubrany w błękitną koszulkę w serek i ciemne dopasowane jeansy. Mimo tego, że jestem jego siostrą muszę przyznać, że jest dość przystojny. Jedyne co mnie zdziwiło to wyraz jego twarzy. Nie był przerażony, mimo tego, że dobrze wiedział jakie czekają go konsekwencje.
Co do koncertu to oczywiste, że pojechał. Gdy tylko mama wyruszyła na nocną zmianę do szpitala wybiegł jak oparzony zabierając jej samochód. Jennifer Nesbitt, jako kariolog niezależnie od tego co zmalowałby jej pierworodny i tak nie mogłaby wyjść, więc nie przejmując się tym co będzie spełnił dawno planowane marzenie. Sama się dziwiłam dlaczego rodzicielka nie pozwoliła mu pojechać. Mimo tego, że odbywał się on cztery godziny od domu, w środku nocy to Damien i tak od stycznia ma już skończone dwadzieścia jeden lat. Jednak jak to skwitowała "jeszcze ze mną mieszkasz" i chłopak bez słowa schował się w pokoju tylko czekając na jej wyjście. 
- Nie, nie był. - Uśmiechnęłam się delikatnie sięgając po szklankę z sokiem. - Wczoraj źle się czułam i mimo tego, że planował wyjść wolał zostać ze mną. - Upiłam kilka łyków nie przerywając kontaktu wzrokowego między mną a mamą. - Z resztą nie podziękowałam ci, dobrze, że zostałeś. - Przechyliłam się w jego stronę delikatnie muskając ustami jego policzek, po czym zakładając czarne, lekko podarte trampki wyszłam z domu zostawiając zszokowaną rodzicielkę z tryumfalnie uśmiechającym się bratem.
Dlaczego to zrobiłam? Sama nie wiem, nie potrafię patrzeć na cierpiących ludzi nawet jeśli na to zasługiwali.  Nie zdążyłam minąć furtki gdy poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się zauważając Damiena. W jego oczach wypisana była wdzięczność i dopiero teraz zauważyć się dało jaką ulgę poczuł gdy mama pozwoliła mu odejść.
- Następnym razem pilnuj się. - Powiedziałam półszeptem gdy ruszyliśmy razem chodnikiem. - Nie zawsze będę cię kryć, dobrze o tym wiesz. - Dodałam spoglądając na niego kątem oka. Mimo tego, że był ode mnie starszy wciąż uchodził za młodego, zagubionego chłopca, który właśnie bez słowa wyciągnął paczkę papierosów łapiąc jednego do ust. Cała droga przesiąknięta dymem, minęła w ciszy, nie licząc czułego pożegnania, gdy skręcił do mieszkania swojej dziewczyny, a ja spokojnie ruszyłam w stronę ukochanego parku. Tak, to właśnie park był moją miłością. Jedyne miejsce w mieście przepełnione prawdziwym, nie mechanicznym życiem. Zajęłam pierwszą ławkę podciągając kolana pod brodę. Cudowny złoto-czerwony krajobraz. Opuściłam nogi wyciągając z torby szary zeszyt. Nigdy nie nazwałabym tego pamiętnikiem, jednak to coś w czym zawsze mogę spisać wszystkie wątpliwości, popełnione błędy, marzenia. To moje i mimo tego, że przewiązane jest tylko bladoróżową wstążką mam pewność, że nikt nie spróbuje tu zajrzeć. Ufam im, może za mocno. Przejechałam czarnym piórem po pożółkłej kartce. 
- Nie ma się czym zachwycać, kolejna jesień. - Usłyszałam zza pleców mało nie dostając zawału. Podniosłam głowę zauważając uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna. Tak, Niall to najbardziej uroczy i delikatny chłopak jakiego kiedykolwiek spotkałam, a zarazem jedyna płeć męska którą mogę potraktować jak pamiętnik. To właśnie jego poznałam jako pierwszego, już w przedszkolu. Od tamtej pory prawie nic się nie zmieniło. Te same, delikatne rysy twarzy, jasna chociaż teraz lekko brązowa cera i farbowane, idealnie pasujące mu włosy. - Jestem pierwszy? - Spytał lekko ochrypłym głosem. Zachorować w wakacje, Horan? Naprawdę? 
- Tęskniłam. - Mruknęłam podnosząc się z miejsca. Spokojnie wtuliłam się w jego tors czując niezmienny od roku zapach perfum. - Nowa koszulka? - Przejechałam delikatnie po białym topie wyciętym w serek ładnie kontrastującym z opalenizną. - Ładnie ci. - Uśmiechnęłam się stając na palcach. Czule musnęłam jego usta i znów schowałam się w jego ramionach, chłopak oparł brodę na mojej głowie, po czym gdy tylko się odsunęłam pocałował mnie w czoło i usiadł na ławce. Zajęłam swoje miejsce wcześniej chowając notatnik do torby. - Tak, nikt inny jeszcze nie raczył się zjawić. Przynajmniej nie u mnie. 
- Nie uważasz, że problemem jest wyłączona komórka? - Zaśmiał się wlepiając we mnie błękitne tęczówki. Poczułam się trochę nieswojo, gdy bacznie obserwował każdy mój ruch. Pokręciłam przecząco głową unosząc kąciki ust ku górze, wciąż zwykli śmiać się z moich przyzwyczajeń. 
- Możesz mi powiedzieć która to godzina? - Spytałam odgarniając blond włosy za ucho by lepiej mu się przyjrzeć. Niall wyciągnął telefon i skierował go w moją stronę. Pisnęłam przecierając oczy, po czym podniosłam się z miejsca. - Muszę biec! Eleanor mnie zabije.. - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby, po czym musnęłam ustami policzek Irlandczyka i przewieszając torbę przez ramie ruszyłam biegiem wzdłuż uliczki kierując się w stronę kawiarni. W rekordowym tempie otwierałam drzwi słysząc pospolity w takich miejscach dzwonek. Podbiegłam do lady zauważając uśmiechniętego chłopaka, z mleczną cerą. - Jest... - Zaczęłam jednak Zayn pokazał abym się odwróciła, powoli uczyniłam to uśmiechając dość sztucznie. Mogłam się tego spodziewać. Stała opierając dłonie na biodrach lustrując mnie wzrokiem. Spuściłam wzrok licząc brązowe kafelki. - Przepraszam..
- Dobra, dobra. - Zaśmiała się obejmując mnie. Oczywiście nie był to pierwszy ani ostatni raz gdy wbiegałam kilka minut po początku naszej zmiany. Czasem, znaczy dość często zastanawia mnie fakt, jak ona sobie ze mną radzi? - Masz fart, że cię kocham. - Uśmiechnęła się. Tak, El jest jedną z najwspanialszych dziewczyn jakie przyszło mi spotkać. Troskliwe spojrzenie, perfekcyjny uśmiech, zadbana cera i cudowny charakter.
Poznałam ją dokładnie trzy lata temu, gdy jeszcze chodziła z moim bratem. To była typowa młodzieńcza miłość, chodzenie po szkole trzymając się za rękę, delikatne pocałunki przy oknach i zazdrość w oczach rówieśniczek. Płakałam mocniej niż oni gdy dowiedziałam się o rozstaniu. Czułam, że są dla siebie idealni. Potrafiła sprowadzić go do porządku, a on był gdy tylko potrzebowała jego wsparcia. Od tamtej pory stałyśmy się prawie nierozłączne, ta sama praca, ta sama szkoła, ci sami przyjaciele. Nie wyobrażam sobie naszej paczki bez tej wyglądającej niewinnie dziewczyny, której jednak nie radzę zachodzić za skórę. Nagle zza jej pleców wyłonił się Zayn rozkładając ramiona w moją stronę. Przez całe wakacje latałam do pracy na dwie zmiany, by mógł wraz z dziewczyną wylecieć do ukochanej Hiszpanii. 
- Jaki opalony. - Zaśmiałam się wtulając się w niego. 
- Po to tam pojechałem. - Odpowiedział, musnął ustami moje czoło pożegnał się i wyszedł, zapowiadając, że jeszcze nas odwiedzi. To najlepszy przyjaciel Liam'a. Kolejna osoba bez której nie wyobrażam sobie Londynu. Kolejna osoba której bezgranicznie ufam. 
- Reszta już się odzywała? - Spytałam zakładając na siebie mleczny t-shirt z logiem kawiarni. Eleanor stanęła za kasą wyciągając telefon. 
- Louis dzwonił, że się spóźni, Harry wrócił w nocy, ale dziś najpierw jedzie po Selene, a później wszyscy spotykamy się u Liama, jak co roku, tylko nie wiem co z Niall'em. - Mruknęła wsuwając go z powrotem do jasnych, przylegających jeansów. 
- Spotkałam go w parku, więc raczej powinien przyjść. - Tak, będziemy wszyscy. W końcu, po dwóch miesiącach nieobecności. Zapowiada się piękny wieczór.

2 komentarze:

  1. Śliczne to opisałaś. Te opis są takie idealne i można prawie odczuć, że się tam jest :D ! I strasznie lubię tą Ninę :3. I może to opowiadanie zmieni moje nastawienie do Eleanor, haha. Czekam na pierwszy rozdział.

    Chloe, xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny prolog . Jeden z najlepszych blogów jakie czytałam (a uwierz mi jest tego całkiem sporo).
    ~ Rascacielo

    OdpowiedzUsuń